top of page
EN

GRAJĄC NA WŁASNĄ NUTĘ
  -
RECENZJE -

 

„Opowieści Gary’ego, wspomnienia i anegdoty z tras koncertowych są jak transkrypcja melodii na słowa. Czytając o jego artystycznych przygodach, ma się wrażenie, że zabiera on czytelnika w podróż do swojego muzycznego świata. Polecam wszystkim, którzy kochają podróże w przeszłość i muzykę, jazz szczególnie.”
 

- Adam Makowicz

*****

 

W dwudziestu ośmiu impresjach, zawarł swoją historię Gary Guthman – trębacz, kompozytor, lider zespołów, producent i pedagog.

Wyliczenie wszelkich aktywności Gary’ego Guthmana zajęło by zapewne większość część niniejszego tekstu. Niemal wszystkie poznamy dzięki wspomnieniom zawartym w jego książce. Ale „Grając na własną nutę” nie jest typową biografią – chociaż całą opowieść ma charakter linearny i chronologiczny.

Gary Guthman konstruuje narrację o swoim życiu tylko z wybranych elementów. Opowiada o ważnych dla siebie osobach, istotnych zdarzeniach. Pokazując często jak banalny z pozoru epizod może znaczący wpływ na  życie. We wspomnieniach przewija się śmietanka muzycznego – nie tylko jazzowego – świata: Bee Gees, Aretha Franklin, Tony Bennett, Michael Bublé oraz w mocno żartobliwy sposób Miles Davis.

Całość ma charakter lekkiej gawędy, przyprawionej licznymi anegdotami. Ale lekkość nie przeszkadza w tym by z poszczególnych opowieści nie dało się wyciągnąć całkiem poważnych i istotnych nauk. Książka atrakcyjna, ciekawa, pouczająca – można śmiało rzec skomponowana idealnie.

Książka ukazała się w tłumaczeniu Piotra Pieńkowskiego."

- Krzysztof Komorek (Blog Donos kulturalny)

*****

 

Dawno już książka nie zagarnęła mnie tak łapczywie, jak tym razem...

Stojąc w księgarni i nie mogąc się oderwać od każdego słowa jakie Gary Guthman zapisał w swoich artystycznych wspomnieniach... nabierałam całymi hałstami nastrój tej opowieści...Jest tu wątek mistyczny, duchowy, artystyczny, jazzowy, miłosny i najzwyklejszy w świecie...życiowy, a czyta się jednym tchem... Wpisało mnie w karty opowieści i nie chciało puścić... zabrałam do domu...I tym bardziej znów się dam porwać, bo czytam właśnie o tym jak Gary Guthman poznaje urzekającą i niedostępną Gosia Zalewska....A co dalej... to jak w bajkach zapisują poeci. Czego I Państwu życzę......Jazzposterka w Empiku."

- Agnieszka Sobczyńska (Jazzposterka)

*****

 

Przy akompaniamencie melodii wygrywanych przez moją starszą córkę, ćwiczącą na zajęcia do szkole muzycznej, czytałam sobie książkę niezwykłą.  Niezwykłą, bo opowiadającą historię życia człowieka nietuzinkowego, urodzonego w amerykańsko- żydowskiej rodzinie, przez lata działającego w Stanach, którego miłość do muzyki i do pięknej kobiety, sprowadziła aż do Polski.  „Grając na własną nutę” Garego Guthmana nie jest typową biografią, mam wrażenie, że autor zdecydował się przed czytelnikiem odsłonić tylko te fakty ze swojego życia, które na niego mocno wpłynęły i ukształtowały go jako kompozytora, trębacza, dyrygenta, pedagoga, czy życiowego partnera. I dobrze, bo dostajemy historię jego życia chronologiczną, ale absolutnie nieprzynudzającą mało istotnymi faktami.

Autor gawędziarskim stylem snuje opowieść zabawną, ciekawą, momentami wzruszającą, a momentami nawet i przerażającą, bo niebezpiecznych przygód w jego życiu nie brakowało. Nie będę Wam zdradzać szczegółów, bo je najlepiej poznacie sami, czytając książkę. Mogę wam jedynie wspomnieć, że jest to nie tylko ciekawa, ale też niezwykle pouczająca opowieść, przez którą się płynie, chłonąc nie tylko losy autora, ale też poznając społeczne niuanse w Stanach Zjednoczonych,  zawiłości relacji polsko- żydowskich i związanych z nią uprzedzeń, jak i całą plejadę znanych nazwisk, z którymi muzyk współpracował. Gary dawał liczne koncerty, podróżował po całym świecie,  grywał nawet na statku wycieczkowym, poznawał ciekawych ludzi, a wszystko to robił z jednym przesłaniem, by grać, czy tworzyć lepiej, ale zawsze zgodnie z własnym przekonaniem, na własną nutę. Z tą myślą dążył do stworzenia ważnego dzieła. Musical „List w Warszawy”, to taki rezultat jego misji- sprawienia, by „Żydzi i Katolicy dostrzegli się nawzajem i zaakceptowali swoją wspólną historię” poprzez pokazanie ukrytych, czy zapomnianych prawd.

Nie wiedziałam musicalu, bardzo tego żałuję…Ale popłakałam się czytając tylko słowa przytoczonych przez autora piosenek, świetnych w oryginale i rewelacyjnie przetłumaczonych na polski, mogę więc sobie jedynie wyobrazić, jak wielkim przeżyciem emocjonalnym było uczestniczenie w tym spektaklu. Zapewniam Was jednak, że czytanie książki „Grając na własną nutę” to również była prawdziwa uczta, zarówno czytelnicza, jak i muzyczna. Dlatego polecam każdemu szukającemu książek ciekawych, o nietuzinkowych postaciach, takich opowieści, z których płynie pewna nostalgia do czasów już minionych, ale też radość z tego, co dają nam chwile obecne."

- Gabi Feliksiak (blog - Z pamiętnika Mola Książkowego)

*****

 

 

„Moje życie to niesamowita przygoda”.  Opowieści Gary’ego Guthmana - „Grając na własną nutę”

Wspomnienia Gary’ego Guthmana nie są klasyczną autobiografią. To opowieści o wzlotach i klęskach wspaniałej muzycznej kariery, ale także fascynujący ciąg rozważań nad naturą talentu i sztuki, przedstawiony w intymnej i bardzo osobistej formie zwierzeń pokornego sługi muzyki. W Wydawnictwie Znak ukazała się książka słynnego amerykańsko-polskiego trębacza, jazzmana i kompozytora, który swoje artystyczne życie związał z Polską.

Laureat Literackiej Nagrody Nobla 2023, norweski pisarz i dramaturg John Fosse w wywiadzie dla serwisu Lithub (cytowanym na portalu „Lubimy czytać”) powiedział: – Myślę, że najlepsza rada, jaką otrzymałem, to ta dana mi przez życie, a nie przez inną osobę. Dlatego właśnie brzmi ona: „słuchaj siebie, a nie innych. Trzymaj się tego, co sam masz i znasz. Nie myśl o tym, czego ci brakuje, co mają inni, skup się na tym, co zostało dane tobie. Posłuchaj swojego wewnętrznego głosu i własnej wizji tego, jak powinno wyglądać pisanie”.

Nie mogłem uwolnić się od tej myśli, wspomnienia Gary’ego Guthmana przeczytałem, kiedy ogłoszono już laureata Literackiej Nagrody Nobla. Guthman gra na własną nutę, robi wszystko „po swojemu” i słucha swojego wewnętrznego przesłania. Pozostaje wierny sobie, nawet jeśli nie wszystko idzie zgodnie z jego marzeniami. Podkreślić też należy literacką swobodę, z jaką porusza się artysta. Książkę czyta się znakomicie, dosłownie „jednym tchem”.

Nieokiełznana wyobraźnia pcha twórcę go do innych dziedzin, niż tylko wykonawstwo. Guthman z sukcesem komponuje musicale i muzykę symfoniczną. Pisaliśmy o nagraniu „Concerto Romantico” („Koncert na harfę i orkiestrę symfoniczną”), utworze skomponowanym dla Małgorzaty Zalewskiej w 2017 roku. Jego prawykonanie odbyło się w Filharmonii Zabrzańskiej w lutym 2018 roku pod batutą Sławomira Chrzanowskiego. „Koncert na trąbkę i orkiestrę symfoniczną” powstał z kolei w 2019 roku. Po raz pierwszy zaprezentowano go w Filharmonii Łódzkiej w styczniu 2020 roku pod dyrekcją Pawła Przytockiego. Zastanawialiśmy się, o czym śpiewa flet w nowym koncercie Gary’ego Guthmana w wirtuozerskiej interpretacji Łukasza Długosza. Pisaliśmy o suicie „The Traveler” skomponowanej do cyklu wierszy zatytułowanych „The Nine Doors” („Dziewięć wrót”), inspirowanych tekstami filozoficznymi związanymi z astronomią i astrologią.

Guthman jest także kompozytorem „Fantazji Łódzkiej”, symfonii zamówionej przez Filharmonię Łódzką z okazji 600. rocznicy uzyskania przez Łódź praw miejskich w 1423 roku. Prapremiera odbyła się 24. Festiwalu Filharmonii Łódzkiej „Kolory Polski” 2023 roku. Czteroczęściowy utwór został zainspirowany burzliwą historią tego niezwykłego miasta, Łodzi – „Ziemi obiecanej”.

Gary Guthman jest autorem wszystkich kompozycji na dwóch albumach studyjnych wokalistki Sashy Strunin: „Woman in Black” (2016) i „Autoportrety” (2019, do wierszy Mirona Białoszewskiego).

Ale czytając wspomnienia Gary’ego Guthmana mamy do czynienia z innym obrazem tego twórcy. „Grając na własną nutę” to opowieści o jego przygodach i przebiegu kariery, choć nie jest to klasycznie linearnie napisana autobiografia. To ciąg rozważań o narodzinach i rozwoju pasji, wyciąganiu wniosków z niepowodzeń, ale także sukcesów. Są to refleksje o istocie sztuki muzycznej, przemyślenia związane z rozwojem kariery. Guthman pisze o koncertach na żywo z wybitnymi gwiazdami: Tomem Jonesem, Arethą Franklin, Johnnym Mathisem, Engelbertem Humperdinckiem, Sergio Mendesem, Burtem Bacharakiem, Tonym Bennettem, Michelem Legrandem, Neilem Sedaką i występach z Michaelem Bublé.

Ale nie relacjonuje przebiegu swojej edukacji. Jego wspomnienia nie zawierają też zwierzeń dotyczących życia osobistego, choć dużą część poświęca swoim dzieciom, Sarah i Davidowi. Pięknie opisuje też pierwsze spotkanie z Małgorzatą Zalewską, harfistką, której zakłócił koncert i dla której zamieszkał w Polsce. – Wiedziałem już, że to jest kobieta, której szukałem przez całe życie i z którą chcę spędzić resztę swoich dni – deklaruje artysta.

– Kolejne przeprowadzki za granicę, do dwóch różnych kulturowo krajów, przygotowały mnie na konieczność dostosowywania się do nowej rzeczywistości i zawierania kompromisów – pisze w swoich wspomnieniach Gary Guthman, amerykański trębacz, muzyk jazzowy, kompozytor i pedagog, który występował z wieloma zespołami jazzowymi na całym świecie. – Miałem szczęście, że mogłem przyglądać się setkom międzynarodowych sław w Ameryce Północnej i grać z nimi, co pomogło mi zostać solistą, artystą estradowym i kompozytorem. Życie w Polsce dało mi okazję zasymilowania się z obcą kulturą i poznania nowego języka. Różne życiowe katastrofy dały mi najważniejszą lekcję: „Pozbieraj się, otrzep z kurzu i zacznij od początku!”. Dalej nie wiem, czy mam jakąś ostateczną odpowiedź na pytanie mojej córki Sarah: „Skąd wzięła się twoja pasja?”. Jedno wiem na pewno. Szukając iskry, która rozpaliła moją pasję, odnajduję pokłady inspiracji schowane naprawdę bardzo głęboko.”

Wspomnienia, muzyczne opowieści i mnóstwo anegdot z życia artysty w rytmie jazzu przetłumaczył Piotr Pieńkowski. Guthman zabiera czytelników na koncerty z największymi gwiazdami, spotkaniach z Milesem Daviesem i Winstonem Marsalisem. Opowiada również o rodzinie, swoich związkach z Polską i polsko – żydowskich relacjach, które stały się muzycznymi inspiracjami utworów, np. musicalu „List do Warszawy”.

– Nigdy bym nie przypuszczał, że wszystkie opisane tu, tak różne wydarzenia złożą się na cudowną podróż całego życia. Nadal będę grał na własną nutę! – Gary Guthman obiecuje, że to jeszcze nie koniec!

Wspomnienia Gary’ego Guthmana „Grając na własną nutę” ukazały się nakładem Wydawnictwa Znak."

- Tomasz Pasternak (portal ORFEO)

*****

GRAJĄC NA  WŁASNĄ NUTĘ

Isaac Bashevis Singer twierdził, że nie należy zbyt wiele wymyślać w rozmowie z innym człowiekiem. Należy opowiedzieć mu swoja historie, co gwarantuje, że nie płyniemy na rafy kalki czy banału. Każdy ma swoje życie, spisuje je godzina po godzinie, aż po koniec czasu.

O książce Gary'ego Guthmana - nie tyle autobiografii, co zbiorze rozmaitych historii- nowel, dla których jego postać jest wspólnym mianownikiem, usłyszałem jakiś czas temu, jeszcze, gdy powstawała. Bytem ciekaw, na ile będzie ona inna od podobnych pozycji sygnowanych przez polskich muzyków. I jest ni- na. Świetnie opisuje ją tytuł “Grając na własną nutę", bo w pewien symboliczny sposób charakteryzuje on sama postać autora.

Znamy się z Garym od lat i przyznam, że w pewnym sensie są to dwie postacie (a pewnie i trzy) osadzone w jednym ciele. Jest Gary - człowiek. Serdeczny, inteligentny, otwarty i dowcipny. Ale jest też Gary - człowiek sztuki i biznesu, który nasza pierwsza rozmowę w sprawach właśnie biznesowych rozpoczął od zdania:

„Daj mi kwadrans, słuchaj uważnie i nie przerywaj. Potem pytaj". Wszedłem wówczas w trochę inny świat od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, gdy mówimy o muzycznym biznesie w Polsce. Jest wreszcie Gary - życiowy partner, ale to świat znany Małgosi, jego żonie. I znakomicie, że zostaje on dla nas tajemnicza wyspa. No może z wyjątkami pięknych zdjęć, tych przepełnionych miłością, znanych z mediów społecznościowych.

A jaka jest ta książka? Cóż, nie zazdroszczę Gary'emu, bowiem pisanie w takiej konwencji, jaka przyjął tutaj, a opisuje rozmaite wydarzenia, czasami wręcz mrożące krew w żyłach (jak to z napadem zakapturzonych nożowników, z którego wybawił autora. Miles Davis - wiecej nie zdradzam), to chodzenie po cienkim lodzie.

Dlaczego? Jest takie powiedzenie, że co się wydarzyło w Las Vegas, zostaje w Las Vegas, a Życie muzyka ot świat pełen pokus, niespodzianek, chwil pięknych, ale i tych wystawiających nas na ciężkie próby.

Gdy czyta się tych ponad 400 stron, to trochę jakby słuchało się samego autora. Oczywiście, gdyby perfekcyjnie mówił po polsku (sic!), bo finalny efekt to znakomite tłumaczenie Piotra Pieńkowskiego. Co ważne - tłumaczenie kompetentne, więc nie uświadczymy tu wpadek, które odnajduje nawet w topowych biografiach gigantów jazzu.

W jednym z księgarskich serwisów trafiłem na ocenę czytelnika, i chyba lepiej sam nie napiszę:

„Przy akompaniamencie melodii wygrywanych przez moja starsza córkę, ćwiczącą na zajęcia do szkole muzycznej, czytałam sobie książkę niezwykłą. Niezwykłą, bo opowiadającą historie życia człowieka nietuzinkowego, urodzonego w amerykańsko-żydowskiej rodzinie, przez z lata działającego w Stanach, którego miłość do muzyki i do pięknej kobiety, sprowadziła aż do Polski.

'Grając na własna nutę' Gary' ego Guthmana nie jest typowa biografia, mam wrażenie, że autor zdecydował się przed czytelnikiem odsłonić tylko te fakty ze swojego życia, które na niego mocno wpłynęły i ukształtowały go jako kompozytora, trębacza, dyrygenta, pedagoga czy ¿życiowego partnera. I dobrze, bo dostajemy historie jego życia chronologiczna, ale nie przynudzająca mało istotnymi faktami. (...)

Gary dawał liczne koncerty, podróżował po całym świecie, grywał nawet na statku wycieczkowym, poznawał ciekawych ludzi, a wszystko to robił z jednym przesłaniem - by grać czy tworzyć lepiej, ale zawsze zgodnie z własnym przekonaniem, na własną nutę. Z tą myślą dążył do stworzenia ważnego dzieła. Musical 'List z Warszawy', ot rezultat jego misji by żydzi i katolicy dostrzegli się nawzajem i zaakceptowali swoja wspólna historie poprzez pokazanie ukrytych czy zapomnianych prawd".

Te słowa są jak gromkie brawa po znakomitej solówce.

No i jeszcze ta rekomendacja Adama Makowicza na okładce: „Polecam wszystkim, którzy kochają podróże w przeszłość i i muzykę, jazz szczególnie".

 A ja już nic więcej nie dodam, aby nie spoilerować. Perła!

-Piotr Iwicki (Jazz Forum)

*****

Brzmienie trąbki Guthmana było mi dobrze znane, natomiast niemałym zaskoczeniem jest bogactwo jego muzycznego – i nie tylko – życiorysu. Amerykanin w 2008 roku osiadł na stałe w Warszawie, gdzie mieszka z żoną, znaną harfistką Małgorzatą Zalewską-Guthman. Jego biografia jest zręcznie napisana i dobrze się ją czyta. Życiorys Guthmana kipi wielkimi nazwiskami, zarówno jazzu, jak i muzyki popularnej, a także zabawnymi, czasem przerażającymi, perypetiami, takimi jak spotkanie z Hells Angels po jednym z koncertów, kiedy niezbędna okazała się policyjna eskorta ochraniająca ucieczkę artysty przed groźnym gangiem motocyklowym. Książka nie jest linearnym, chronologicznym zapisem wydarzeń, a raczej zbiorem opowiadań z bogatej historii kariery muzyka. Guthman wielokrotnie podkreśla, jak wiele miał szczęścia, napotykając na swojej drodze wielkich mistrzów, z których wiedzy i doświadczenia umiejętnie korzystał. Oprócz muzycznych wątków są też wzruszające opisy relacji z ojcem i matką, czy polsko-żydowskiej historii rodzinnej, która zaowocowała skomponowaniem musicalu „List z Warszawy”. Guthman barwnie przedstawia początki swojej muzycznej drogi, szczegółowo opisując inicjację muzyczną wspinaczkę na strych, gdzie w starej walizce znajduje zakurzone płyty gramofonowe z matczynej kolekcji i piorunujące wrażenie, jakie zrobił na nim dźwięk trąbki i orkiestry Harry’ego Jamesa w hitowym standardzie „You Made Me Love You” i wirtuozerskim wykonaniu „Lotu trzmiela”.

 

Miał zaledwie dziewięć lat, kiedy oświadczył nauczycielce rekrutującej członków do szkolnej orkiestry, że chce grać na trąbce, tak jak Harry James. Zaproponowano mu najmniej popularną tubę, więc po powrocie do domu zrelacjonował rozmowę rodzicom i przekonał zachwyconą jego nowo odkrytą pasją matkę do zakupu trąbki. W dziesiąte urodziny rodzice zabrali go do sklepu muzycznego, gdzie zaskoczył wszystkich łatwością, z jaką wydobył pierwszy dźwięk z wymarzonego instrumentu. Od tej chwili nie rozstawał się z trąbką, biorąc prywatne lekcje i codziennie ćwicząc w piwnicy. W wieku czternastu lat dostał się do młodzieżowego zespołu dixielandowego, w którym, jak się okazało, konieczne były nie tylko umiejętności instrumentalne, ale także stepowanie i gra na trąbce z jednoczesnym wykonywaniem gimnastycznych pajacyków. Te dość oryginalne doświadczenia zaowocowały w wieku siedemnastu lat awansem do Orkiestry Symfonicznej Portland Juniors i fascynacją muzyka big-bandami. Od początku studiował i sam próbował pisać aranżacje na orkiestry. Oprócz kariery solisty w wielu orkiestrach w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, u boku światowych sław jazzu i muzyki pop, Guthman jest też szanowanym aranżerem i liderem big-bandów na całym świecie. Ze szczególnym sentymentem wspomina występ w nowojorskiej Carnegie Hall i spotkanie z Milesem Davisem.

Guthman przejmująco opisuje moment, kiedy „stracił głos”. Kombinacja zbyt intensywnego grania i kwestii zdrowotnych spowodowała, że podczas jednego z koncertów nagle okazało się, że nie jest w stanie wydobyć z trąbki żadnego dźwięku. Po konsultacjach medycznych i muzycznych musiał nauczyć się grać od początku, mozolnie ćwicząc przez dwa lata. Spędził ten czas na studiowaniu filozofii i astrologii, szukając nowego brzmienia i własnej drogi. Szczególnym wydarzeniem było spotkanie żony Małgorzaty, znanej harfistki, na pokładzie liniowca, na którym oboje występowali. Początki nie rokowały dobrze, ponieważ siedząc na widowni podczas jej występu, Gary zajęty był głośną rozmową z dawno niewidzianym przyjacielem. Wielokrotne próby przeprosin za karygodne zachowanie nie odnosiły skutku, ale Guthman nie poddał się i po wielu tygodniach udało mu się zjednać Małgorzatę i stworzyć związek, który poskutkował przeprowadzką do Polski, gdzie mieszka do dziś. Zabawna, z perspektywy czasu, jest historia nieodłącznej w życiu każdego muzyka trasy „z piekła rodem”, podczas której wydarzyła się prawie każda możliwa katastrofa: od niestroniącego od alkoholu agenta muzycznego i kierowcy w jednej osobie poprzez znikającego z gotówką kierownika, niekompetentnych, delikatnie mówiąc, muzyków i fortepian, któremu w trakcie koncertu odpadła noga...

Guthmanowi udaje się stworzyć barwny, nie tylko muzyczny, portret Ameryki, zrelacjonować różnice międzystanowe i między klasowe. Jest też wzruszający opis relacji rodzinnych, z matką, która odeszła po długiej chorobie, i ojcem, którego militarna kariera i udział w wojnie odbiła się głębokim piętnem na jego osobowości. Fascynujących relacji, anegdot, zarówno zabawnych, jak przerażających wpadek jest o wiele więcej – zachęcam do lektury.

Basia Gagnon - JazzPRESS (maj-czerwiec 2024)

bottom of page